Quo Vadis, czyli czego szukam, chodząc na rozmowy o pracę

Do dziś pamiętam jedną z rozmów kwalifikacyjnych, na której byłam parę lat temu. Dlaczego ją pamiętam? Bo czułam się na niej jak człowiek. Czułam, że ktoś się mną szczerze interesuje i chce mnie poznać. Co jest dla mnie ważne? Jak przejawiają się określone postawy w mojej pracy? Jakie są moje koniki, a co interesuje mnie mniej? Co jest największym moim sukcesem a co porażką? Jakie wnioski z tego wyciągnęłam? Czego się ostatnio nauczyłam?

Nie pamiętam dokładnie przebiegu tamtej rozmowy, ale pamiętam, jak się po niej czułam. Byłam zachwycona procesem, życzliwością, kompetencjami, wglądowością. I vice versa, bo dostałam tę pracę, a z tą osobą kontakt mam do dziś.

Nie mówiliśmy wtedy dużo o narzędziach, bo wiemy, że wszystkie narzędzia są na wyciągnięcie ręki. Kiedy pojawia się problem, szukamy narzędzi do osiągnięcia określonego celu. Suprise, suprise: narzędzia, których użyłam kiedyś w danej sytuacji, w innej firmie w podobnej sytuacji mogą nie zadziałać i z nich nie skorzystam. Bo narzędzia są WTÓRNE, a przykłady z innych firm są KONTEKSTOWE. Kompletnie nieprzydatne w innej firmie. Co w takim razie ważne?

Wtedy na tamtej rozmowie mówiliśmy dużo o tym, o co nam chodzi jako SM-om. Jak tę odpowiedzialność rozumie firma? Do czego dążymy, czego potrzebujemy, aby się wspierać i wydobywać z siebie wzajemnie potencjał? Co nas pcha do działania, co nas osłabia? Jak wygląda mój proces myślowy, kiedy mierzę się z przykładowym problemem? I tu ważne, to firma rekrutująca opisuje potencjalny problem, a nie ja mówię o problemie z kompletnie innego kontekstu. Interesuje nas KONTEKST firmy, w której mamy razem pracować. Jak mogę pomóc w tym kontekście?

Każdy agent zmiany potrzebuje innego agenta zmiany, aby siebie odkrywać. Samemu mamy bardzo ograniczony obraz siebie i swojego potencjału. Jeśli pracujemy ciągle sami, mamy ograniczoną możliwość rozwoju. Dlatego ważne jest COMMUNITY. I żeby z siebie czerpać, kumać się wzajemnie. Te same fale.

Z ciekawością chodzę na wszystkie rozmowy i szukam miejsc, gdzie przekonanie, że „razem można więcej” jest naturalnym punktem wyjścia. Gdzie ludzie są dla siebie ważni a nie tylko ich suche kompetencje i narzędziówka. Gdzie nikt „nie odpytuje z wiedzy” jak w szkole, tylko zadaje ciekawe pytania otwarte, które pozwalają wydobyć więcej. Gdzie nie ma miejsca na postawę „mam rację, wiem lepiej”. Szukam miejsc, gdzie jest przestrzeń na poznanie drugiego człowieka, a nie tylko jego kompetencji. Miejsc, w których najwyższą wartością nie jest znajomość Scrum Guide’a na pamięć, ale rozumienie go.

Żyjemy w złożonym świecie, gdzie różnorodność perspektyw i doświadczeń jest cenna. Nie ma doświadczeń lepszych lub gorszych. W pięć lat można zrobić wiele, można też nie zrobić nic. Kontekst i motywacja, z jaką się te lata przeżyło, historia, jaka się za tym kryje, są przeistotne, jeśli chcemy poznać, co definiuje daną osobę, kim ona jest, jak pracuje, co ją motywuje. Z kim chcemy pracować? Czy wytrzymamy z tą osobą? Czy chętnie pójdziemy z nią na kawę lub herbatę? Czy możemy się od siebie czegoś nauczyć? Czy chce nam się w ogóle z tą osobą gadać?

Wszystkie narzędzia są wtórne. Sposoby myślenia się różnią. Jedni są zdobywcami, inni eksploratorami, jeszcze inni motywatorami albo pomagaczami. Jedni myślą, że ważne są metryki i znajomość technikaliów, żeby wspierać zespoły. Inni stawiają na budowanie relacji i mają przekonanie, że w większym stopniu mogą pomóc, stwarzając usprawnienia systemowe. Wszyscy mają coś istotnego do zaoferowania. Warto sprawdzać, jak ktoś MYŚLI i jak rozumie rzeczy, a nie ile formułek albo przykładów sprzed lat PAMIĘTA.

Ale ze wszystkich rozmów rekrutacyjnych z ostatnich lat, dobrze pamiętam tylko jedną...